Literaccy detektywi na tropie pasjonującej zagadki
Zaledwie dwa lata po pierwszej publikacji w Kanadzie, po raz pierwszy w całości w Polsce ukazuje się ostatni tom przygód Ani Shirley. Bez wątpienia jest to wielkie wydarzenie literackie, rzucające nowe światło na opowieści z Zielonego Wzgórza. Powieść jest obowiązkową lektura dla miłośników Ani – bez niej nie odkryje się całej historii rudowłosej dziewczynki.
Rozmowa z Dorotą Wierzbicką i Pawłem Ciemniewskim – redaktorami i tłumaczami książki.
Aleksandra Szramek: Maszynopis powieści L.M. Montgomery oddaje do redakcji w 1942 roku. Wkrótce potem autorka ginie, istnieją przypuszczenia, że śmiercią samobójczą. Przez ponad 60 lat ostatni tekst pisarki nie ukazuje się w całości. Dlaczego, państwa zdaniem, kanadyjski wydawca w 1974 roku znacznie okroił powieść?
Paweł Ciemniewski: Najprawdopodobniej słuszność ma Lefebvre, podejrzewając, iż redaktorzy z Kanady w 1974 roku byli zbyt zaskoczeni i zmieszani zawartością tomu. Nie rozumieli pomysłu Montgomery, jej wizji układu kolejnych tekstów, roli interludiów i – chyba można tak powiedzieć – mrocznego oblicza tej książki. Trochę pewnie obawiali się reakcji czytelników, może w tamtym czasie rzeczywiście nie gotowych na przyjęcie opowieści z Wyspy Księcia Edwarda, opowiadań, których tym razem nie przesycała jedynie momentami naiwna słodycz? Z drugiej strony nawet okrojony zbiór musiał lekko zaskoczyć czytelników – chyba nigdy wcześniej nie obcowali z tyloma tekstami Montgomery, w których pojawiałyby się powtarzające się motywy zbrodni, kary, zemsty, skrzywdzonej niewinności… Może więc kanadyjski wydawca tak zredagował zbiór, by usunąć wszelkie nawiązania Montgomery do obu wojen światowych? To chyba najwłaściwszy trop.
A.S.: Czy warsztat literacki w ostatnim tekście L.M. Montgomery zmienia się?
P.C.: Trudno ocenić. Warsztat chyba jednak drastycznie się nie zmienia, w końcu opowiadania zebrane w tomie pochodzą z różnych okresów twórczości L.M. Montgomery. W tym sensie zbiór ten jest swoistym przekrojem jej pisarskich umiejętności: zarówno stron mocnych, jak i tych słabszych. Jedno jest pewne: dla wszystkich wielbicieli talentu pisarki i badaczy jej warsztatu to naprawdę smakowity kąsek! A dla czytelników przywiązanych do twórczości Montgomery Ania z Wyspy Księcia Edwarda okaże się wymarzonym powrotem do ich ulubionych bohaterów i wzruszającym pożegnaniem z nimi.
Dorota Wierzbicka: W Ani z Wyspy Księcia Edwarda jest na pewno więcej zadumy, samo zawarcie ponad 40 wierszy, rozmów na ich temat, refleksji, którymi dzielą się z Anią jej bliscy (nawet Zuzanna Baker wtrąca swoje trzeźwe uwagi) sprawia, że nastrój w Złotym Brzegu staje się bardziej refleksyjny. Powracający wątek wojenny nie pozwala na taką lekkość, jaką cechowały się pierwsze tomy, ale jest to jednak klimat, ton znany z Doliny Tęczy, a zwłaszcza z Rilli ze Złotego Brzegu. Opowiadania zaś to prawdziwy majstersztyk mniejszej formy prozatorskiej.
A.S.: Jak wyglądała państwa praca nad tłumaczeniem?
D.W.: Praca nad wierszami Montgomery to przebywanie w romantycznym, idyllicznym świecie Zielonego Wzgórza, ale warto tu też przypomnieć najbardziej literacką bohaterkę Montgomery – Emilkę znaną ze znakomitej powieści Emilka ze Srebrnego Nowiu (podobny talent miała także Historynka). Zarówno Ania, jak i Emilka to bohaterki marzące o tym, aby swoje utwory publikować – w przypadku Emilki spełnia się to w większym stopniu. Montgomery więc obdarzyła te postaci cząstką swojej duszy – duszy poetki. Jest jej to bliskie i jakby niespełnione. Tego, jak ważne miejsce zajmowała w jej, jak sądzę, sercu poezja dowodzi fakt, że w ostatniej swojej książce poświęca wierszom tak wiele miejsca, ważnego miejsca. Wyzwaniem przy pracy nad tą poezją było oddanie klimatu – czasem mrocznego, czasem bardzo radosnego, ale zawsze pełnego swoistej czułości, bardzo emocjonalnego. „Autorami” wierszy są Ania i Walter – pojawiają się ciekawe wątki w ich wierszach, jakby syn przejmował wrażliwość poetycką Ani.
P.C.: Odkrycie pełnej wersji tekstu Ani z Wyspy Księcia Edwarda było dla nas zaskoczeniem. Przyjemnie było wrócić do już przetłumaczonych opowiadań ze Spełnionych marzeń. Musieliśmy przywrócić właściwy ich układ, przetłumaczyć na język polski to, które nie znalazło się w Spełnionych marzeniach (a jest to jedno z najciekawszych opowiadań w zbiorze! Montgomery mierzy się w nim z konwencją kryminału i… opowieści gotyckiej; efekt jest naprawdę interesujący!) oraz kilkadziesiąt wierszy. Przejrzeliśmy w końcu już przetłumaczony wcześniej tekst i uzupełniliśmy go o brakujące fragmenty. Momentami czuliśmy się jak literaccy detektywi na tropie pasjonującej zagadki – a gdy już Ania z Wyspy Księcia Edwarda była gotowa, z zaskoczeniem stwierdziliśmy, że mamy przed sobą zupełnie inną książkę: ciekawszą, głębszą, zaskakującą i zastanawiającą. Ostatni tom z pewnością jest pozycją obowiązkową w każdej kolekcji miłośników Montgomery.
A.S.: Osobiście, lektura powieści odsłoniła mi zupełnie nową twarz L. M. Montgomery. Pokazała mi pisarkę wrażliwą, często osamotnioną i „zniewoloną wymogami społecznej pozycji” (Mollie Gillen). Czy bohaterką książki po części nie jest sama autorka?
P.C.: Na pewno to, co Ania Blythe myślała o wojnie – wszystkie jej obawy, lęki, refleksje – jest odzwierciedleniem myśli Montgomery.
A.S.: Kim jest Ania w ostatniej powieści?
D.W.: Ania w ostatniej powieści przede wszystkim pokazuje nam, jakie są losy rodziny Blythów po wydarzeniach z Rilli ze Złotego Brzegu – ostatniego do tej pory znanego tomu. Cokolwiek byśmy nie powiedzieli o tej książce, jak głęboko nie analizowali jej warsztatu, wierni miłośnicy Ani i tak najbardziej będą ciekawi, „serialową” nieco ciekawością, co wydarzyło się wśród dzieci Gilberta, czy Kuba ożenił się z Florą, co stało się z Uną, która straciła ukochanego Waltera, czy córki Ani maja już swoje dzieci, co z Rillą i Kennethem (to była love story ostatnich tomów). Sama Ania to kobieta, która zaznała cierpienia. Nie straciła swojej dziewczęcości – to chyba jej najbardziej niezmienna cecha. Ci, którzy pokochali dwunastoletnią marzycielkę z Zielonego Wzgórza, w ostatnim tomie odnajdą ją również.
A.S.: W czym, państwa zdaniem, tkwi fenomen Ani z Zielonego Wzgórza? Zna ją prawie cały świat.
P.C.: Czytając opowieści o Ani, jej rodzinie i przyjaciołach, na moment przenosimy się do innego świata. Świata, w którym życie jest nieco prostsze, ale i pełniejsze, świata, gdzie takie wartości jak przyjaźń, miłość, nadzieja i zaufanie są najważniejsze. Świata, gdzie marzenia się spełniają, i gdzie odwaga bycia sobą oraz bycia wiernym sobie jest nagradzana. To szlachetna literatura rozrywkowa, oferująca ucieczkę od codzienności, przemawiająca zarówno do starszych, jak i młodszych. Kto z nas nie chciałby się choćby na chwilę przenieść na Wyspę Księcia Edwarda? Do tej baśniowej, a przecież tak realistycznej krainy, wypełnionej barwnymi postaciami? Montgomery udało się po prostu stworzyć skrawek świata, który okazał się nieustająco urzekający i ponadczasowy. Nigdy się nie zestarzeje i nie znudzi. Wręcz przeciwnie: im bardziej szalony i pędzący na przód świat wokół nas, tym większą radość i ukojenie przyniesie lektura książek Montgomery.
D.W.: Na to pytanie jest prosta odpowiedź. Ania z Zielonego Wzgórza jest znakomicie napisaną powieścią, nie tylko dla dzieci. Urok, humor, pewna „niegrzeczność” tej książki mimo ponad stu lat, jakie minęło od premiery, nie jest passe. Dzieci marzyły, marzą i będą marzyć w podobny sposób. Dziewczynki będą się obrażać na chłopców, którzy ich zaczepiają i udawać obrażone, choćby ci chłopcy się im podobali. Będą marzyć o wiernej, niezawodnej przyjaciółce – takiej właśnie jak Diana Wright. Będą robiły głupstwa, działały bez zastanowienia i sprowadzały na siebie kłopoty. Będą marzyły o pięknych sukienkach, chciały utrzeć nosa zarozumiałym koleżankom i… chciały być kochane. Na Zielonym Wzgórzu spełniają się marzenia nas wszystkich, niezależnie od epoki, w której żyjemy. Jest tam dobrze, spokojnie. Jest miłość i poczucie całkowitego bezpieczeństwa. Wokół są łąki, pola, zatoka, cudowne lasy – piękno i wolność. Wszyscy, niezależnie od wieku i czasu, w którym żyjemy marzymy o tym, aby ktoś nas kochał mimo naszych wad, niedoskonałości, rudych włosów czy niewyparzonego języka. Dlatego ludzie „wracają” na Zielone Wzgórze. Ja także.
A.S.: Dziękuję za rozmowę. |
|